Prasa – Kolana jakoś wytrzymują

Jerycho Różańcowe w Bobrownikach
Kolana jakoś wytrzymują

– Ksiądz proboszcz, zawsze nam tłumaczy, że czas poświecony na modlitwę nie jest czasem straconym – mówi Janina Owczarek.
Jerycho Różańcowe w parafii Matki Bożej Jasnogórskiej w Bobrownikach trwa jeden dzień. Zaczyna się w pierwszy piątek miesiąca Mszą św. wotywną o Najświętszym Sercu Pana Jezusa. Po Eucharystii Najświętszy Sakrament procesyjnie przenoszony jest do kaplicy na plebanii. Tam jest adorowany przez wiernych.

Co godzinę zmiana
– W parafii rozwinięty jest kult maryjny. Jerycho kończy się więc nabożeństwem wynagradzającym Niepokalanemu Sercu Maryi i Mszą św. wotywną o Matce Bożej. W ten sposób łączymy pierwsze piątki i soboty miesiąca – mówi ks. Piotr Sapiński, proboszcz parafii w Bobrownikach.
Inicjatywa Jerycha Różańcowego wyszła od parafian. Całodobowe czuwanie raz w miesiącu przy Jezusie Eucharystycznym rozpoczęli w marcu 2013 r. – Pierwsza propozycja była taka, żebyśmy mieli godzinną adorację przed spotkaniem grupy modlitewnej. Bożena Małecka, jedna z członkiń grupy, zaproponowała, żeby przybrało to formę „Jerycha”. I tak się stało. Teraz nasza adoracja opleciona jest Różańcem – mówi Agnieszka Szymańska.
Modlitwa różańcowa to nieodłączny element czuwania przy Najświętszym Sakramencie podczas „Jerycha”. Parafianka lub parafianin wpisując się na listę podejmuje zobowiązanie, że odmówi część Różańca, a pozostały czas do przyjścia kolejnej osoby poświęci na adorację, najczęściej w ciszy. Następna osoba odmawia kolejne 5 tajemnic różańcowych i czuwa aż do zmiany, które odbywają się co godzinę.
Część wiernych z parafii uczestniczyło w Jerychu już wcześniej. Odbywa się ono regularnie u oo. pijarów w Łowiczu. – Jeździłam tam o różnych porach, czasami bez wpisywania się na listę – mówi J. Owczarek. – Moim marzeniem było, żeby takie „Jerycho” powstało gdzieś bliżej. Nigdy nie przyszło mi na myśl, że może to się udać w Bobrownikach. Obawiałam się, że nie będzie chętnych, bo w porównaniu z miejskim parafiami, nasza jest mniej liczna, a ludzie mają swoje domy mają daleko od kościoła. Jednak kiedy proboszczem został ks. Sapiński zaczęły się rozwijać grupy modlitewne. Ludzie się zmobilizowali i powstało „Jerycho”.

Czasem bez słów
Teraz zdarza się, że na daną godzinę czuwania przychodzi nie jedna, a kilka osób. – Ludzie pokochali to nabożeństwo. Czasami zaglądam do kaplicy około północy. Pojawia się wtedy grupa ok. 4-6 osób, choć tylko jedna zapisana jest jako dyżurująca – mówi ks. Sapiński.
Sam też uczestniczy w Jerychu. – Mamy bardzo uduchowionego proboszcza, bardzo dużo się modli i przez jego modlitwę zyskuje parafia. Zawsze nam tłumaczy, że czas poświęcony na modlitwę nie jest czasem straconym. Mnie ta forma modlitwy wzbogaca duchowo. Daje mi poczucie większej więzi z Bogiem – mówi J. Owczarek. Na adorację przychodzi razem z mężem i córką.
Również rodzinnie adorują Najświętszy Sakrament Genowefa Salamon i Bożena Wieczorek – matka i córka. Pani Genowefa ma ponad 80 lat. – Kolana jakoś wytrzymują. Czasami wstanę i spaceruję sobie po kaplicy – śmieje się. – My z mamą wpisujemy się na osobne dyżury po godzinie, ale i tak czuwamy razem przez dwie, które mijają nam bardzo szybko – wyjaśnia pani Bożena. – Trudno to opisać słowami, co czuję podczas adoracji, gdy wpatruję się w Hostię. Najpierw odmawiam Różaniec, a później jestem tylko ja i Pana Bóg – dodaje.
Anna Trębocha stara się przychodzić na adorację również z mamą. – Wybieram różne pory dnia i nocy. Patrzę na listę i wpisuje się na tę godzinę, na której jeszcze nie byłam. Raz tylko opuściłam Jerycho. Uczestniczyłam w pielgrzymce i bardzo mi tego czuwania brakowało. Nawet zapachu róż, które rosną przy plebanii – mówi pani Anna.
W grupie adorującej wyróżnia się Marian Kubel, bo wybiera głównie dyżury nocne. – Jestem czcicielem Najświętszego Sakramentu. Nie pominąłem dotąd żadnego Jerycha. Zazwyczaj przychodzę tuż przed pójściem spać albo w środku nocy o 3.00. Zdarza się, że biorę również dodatkowy dyżur przed południem następnego dnia. Nieraz adoruję nic nie mówiąc. Bo modlitwa jest nie tylko wtedy, kiedy mówimy do Boga, ale kiedy On mówi do nas. Trzeba być na to otwartym – mówi.
Zdarza się, że ktoś musi zostać dłużej na adoracji, bo w przyjściu na dyżur kolejnej osobie przeszkodziła pogoda lub sytuacja życiowa. – My nie odejdziemy, żeby zostawić samego Pana Jezusa – mówi Alina Pacler, która uczestniczyła w każdym Jerychu w parafii.

Marcin Kowalik
dziennikarz „Gościa Łowickiego”